Crisstimm

 
registro: 14/12/2007
The more I learn about people the more I like my dachshunds
Pontos144mais
Próximo nível: 
Pontos necessários: 56
Último jogo

Grimbald Wspaniały i dualistyczne zrządzenie losu (bajka mało dydaktyczna)- część druga

Maleństwo,  czy to wyczuwając przyjazne tony w jej głosie, czy też zachęcone zapachem i widokiem jedzenia powoli zaczęło się zbliżać.

Tym razem jednak, zapewne chcąc okazać wdzięczność, wykonało ruch przypominający ukłon i zabrało się do pałaszowania podarunku.

I znów, gdy skończyło beknęło z ukontentowaniem i choć było to cichutki odgłos, w ciszy jaka zapadła, wyraźnie słyszalny.

Kupka nieszczęścia przybliżyła się jeszcze bardziej do krasnoludów i znów ukłoniła.

- Chyba chce nam coś powiedzieć – mruknął Grimbald.

- I jeśli to choć odrobinę cywilizowane stworzenie zapewne podziękować za ekologiczny, pożywny, domowej roboty pasztet.

- I ratafię – dokończył Grimbald, pociągając znów łyk z butelki.

Przybliżyli się do maleństwa, by je dobrze usłyszeć. Jego głos pobrzmiewał na granicy słyszalności ale gdy się dobrze skupić można było go zrozumieć.

- … nie chciałbym nadużywać waszej gościnności ale on tam zaklinowany i…

- Kto? – Jednocześnie zapytali małżokowie.

- Fart.

- Jaki fart?

- Fart, mój brat bliźniak.

- Aaa, a ty to kto?

- Przedstawiałem się, ale pewnie wśród tych pokrzykiwań i wrzasków, nie dosłyszeliście. Jestem Niefart, ubożę.

- Ubożę? Czyli taki skrzat, krasnoludek?

- Tak, tak nas też zwą. A także chowaniec, domownik, dziadek, inkluz, plank, boży ludek, sporysz.

- O wielka macierzy, a ja sądziłam, że te opowieści o was to tylko bajki jakoweś.

Oczka małego stworzenia zalśniły  mocno i niepokojąco.

- Taaa, ja też żyłem do tego dnia w nieświadomości, że może istnieć na tym świecie brzydsza baba od Hawry. Długo tak będziem baju, baju, bla bla bla, gadu gadu? Fart cierpi pod płotem.

- No tak. – Grimbald zerwał się gwałtownie, udając, że tylko ostatnie zdanie posłyszał. – Poprowadzisz?

- Niby jak? – Zdziwiła się jego małżonka – Na tych mikrych nóżkach? Musisz go ze sobą wziąć. Może do słoika?

Znów oczka małego stworzenia niebezpiecznie się zajarzyły, więc krasnolud błyskawicznie znalazł rozwiązanie.

- E tam do słoika, na ręce wezmę. Pozwolisz, eeee… Jak ci…?

- Niefart. Uwijajmy się, bo Fart gotów ducha wyzionąć.

Krasnolud schylił się i najdelikatniej jak umiał, uchwycił i podniósł ubożę. Mógł się teraz dobrze przyjrzeć. Faktycznie musiało mu się ostatnio słabo powodzić bo brudny był i sponiewierany. Jednak, gdy się lepiej przyjrzeć można było zauważyć, że strój choć zniszczony, wypłowiały i przybrudzony to z dobrego materiału i starannie uszyty. Broda i włosy w nieładzie lecz oczy bystre i błyszczące.

- Ja z wami – zawołała Grimbaldowa.

Stała tak z talerzykiem, w szlafroku, kapciach i chaosem we włosach wszelakich.

Niefart i krasnolud spojrzeli po sobie i Grimbald poczuł jak zadzierzgnuje się między nimi szczególna nić porozumienia.

- Ty zostań w chałupie, bo… jeszcze cię przewieje – szybko zripostował i wyszedł na podwórze nim odpowiedziała.

Trochę to trwało zanim, według wskazówek niebożęcia zbliżył się do miejsca, gdzie miał zostać uwięziony drugi ze skrzatów.

Za grimbaldową szopką znajdowało się małe poletko, gdzie w planach zakrojonych na wielką skalę mieli urządzić ogródek warzywny, jednak w rzeczywistości bliżej mu było do ugoru, tak zarosło chwastami, krzaczkami i badylami wielkości przeróżnej. Tuż za nim stał płot, pamiętający jeszcze czasy dziada Grimbalda Wspaniałego, a dalej rozciągała się posesja Paupelli Niezdobytej.

Zapadający zmrok, chłód i drobny, acz upierdliwy deszcz nie ułatwiały poszukiwań Farta.

- Tam. To gdzieś tam. – Naprowadzał Niefart. – Tam przy płocie, gdzie ogromny krzak bzu, tam zaklinował się mój nieszczęsny brat.

Jednak ogromnych krzaków bzu przy płocie było wiele, a skrzat malutki.

- Będziemy musieli mieć niezłego farta aby go odnaleźć – mruknął Grimbald.

No i mieli farta, bo zaledwie po półgodzinnych przeczesywaniach terenu, nawoływaniach i nasłuchiwaniach odnaleźli nieszczęsne ubożę zaklinowane między dwoma deseczkami płotu. Jak się okazało fart był jeszcze większy, bo ich działania wywabiły z chałupy Paupellę Niezdobytą odzianą w białą, płócienną bluzeczkę z apetycznym dekoltem, fikuśny serdaczek i mini spódniczkę. Na głowę zarzuconą miała chustę w ogromne, pąsowe kwiaty i wyglądała wręcz olśniewająco.

Grimbald głośno przełknął ślinę, poczuwszy dziwne drapanie w wyschniętym gardle i pożałował, iż nie wziął butelki ratafii ze sobą.

- Co się dzieje sąsiedzie?

Spojrzała na ręce krasnoluda i dojrzała dwa maleńkie stworzenia.

- A niech to! Toż to ubożęta! Skąd one u was?

- Ano uśmiech losu taki. A  że wy sąsiadko skrzaty rozpoznaliście, niebywałe.

Podeszła i delikatnie pogłaskała maluchy, a Grimbaldowi ciepło przy sercu się zrobiło.

Ech, gdybyś tak…, pomyślał.

Na głos trzymając nerwy na wodzy, opowiedział zwięzłą historię o spotkaniu z  Niefartem i Fartem.

Paupella popatrzyła ciepło na sąsiada, a on jakby zaczął mniej odczuwać niepogodę, ziąb, deszcz oraz urodę i humory żony.

- Trzeba Farta otoczyć opieką i staraniem, aby doszedł do siebie po traumatycznych przeżyciach.

- Noooo – potwierdzili Grimbald i Niefart, a drugi z braci milcząco potakiwał główką.

- Mam rozwiązanie. Ja go wezmę do chałupy, przyhołubię, zadbam, odkarmię i doprowadzę… - stwierdziła stanowczo Paupella.

Ech, żebyś tak…, znów rozmarzył się Wspaniały.

Jednak Paupella nie dała mu zbyt długo trwać w tym błogim stanie, bowiem energicznie zajęła się nieszczęsnym skrzatem. Odebrała go Grimbaldowi, wytarła zdjętą z głowy chustą, ucałowała w dwa tycie, zmarznięte policzki i przytuliła mocno do piersi.

- No maleńki, teraz już nic złego cię nie spotka. Zobaczysz dobrze ci będzie u mnie. Zrobię ci zaraz królewskie posłanko przy piecu…

- Eeee, ale jak? – wyjąkał Wspaniały, wciąż pod wrażeniem farta Farta.

- Ano tak sąsiedzie, tak będzie najrozsądniej. U was  żona przy nadziei i roboty w huk, a u mnie nieborak szybko do zdrowia dojdzie. Już ja się nim zaopiekuję jak należy. Taki ubożę to skarb dla domu, jeśli się odpowiednio o niego zadba. Pomoże przy robotach gospodarskich, rzuci okiem na zwierzęta domowe, przed złym ogniem uchroni. Taki skrzat to szczęście wielkie, fart nie byle jaki, można rzec.

I oddaliła się z maleństwem na rękach.

Grimbald tymczasem z Niefartem stali jeszcze chwilę patrząc na oddalającą się postać, lecz deszcz zaczął padać mocniej i zmusił do podjęcia męskiej decyzji o powrocie do domu.

- Ech – westchnął ciężko krasnolud.

- Ech – zawtórował mu Niefart. – I znów to samo, niby to on ugrzązł, popadł tarapaty, zmarzł, przemókł, zgłodniał i niby to ja miałem więcej szczęścia, znalazłem chałupę, pomoc, coś na ząb i łyczek pysznej wódeczki, a i tak koniec końców to on ma, kurde, farta.

- Widać nadajemy się na kompanów Niefarcie. Bądź ty mym ubożęciem, a chata moja twoją się stanie i wszystko co w niej…  – uroczyście zaprosił kompana Grimbald.

- Dobra, niech będzie, ale na te wszystkie dyrdymały z pracami gospodarskimi, zwierzętami i ogniem za bardzo nie licz  – zgodził się Niefart. - A jak dasz jeszcze łyczek ratafii, to mogę uznać, że aż tak niefartowny nie jestem i da się żyć.

- Ha, czyli znów się nie myliłem, wódeczkę lubią wszyscy – jestem jednak wspaniały – ucieszył się Grimbald.

A w myślach dodał: tym bardziej wspaniały, że mam teraz doskonały pretekst do codziennych odwiedzin po sąsiedzku.

- Zobaczysz Niefarcie… da się u nas żyć.


Zapraszam na stronę krasnoluda Grimbalda Wspaniałego

https://www.facebook.com/GrimbaldWspanialy/