Wszystko co napiszę nie dotyczy Rolling Stones bo oni są jak idee Lenina i wszystkie rewolucje razem wzięte, nieśmiertelni i niezniszczalni. Można by rzec, że dobra muzyka się nie starzeje ale rzecz nie dotyczy muzyków. Z czasem niektórzy mają dość tej zabawy, bądź wybierają karierę solową i kapela, którą lubiliśmy po prostu przestaje istnieć. Drogi indywidualistów nie zawsze są usłane różami. Ci którzy wybrali domowe zacisze chyba tęsknią za dawnym życiem i zdarzają się powroty. Czasem tylko na jedną trasę koncertową, czas tylko by nagrać dvd, a bywa że na dłużej. Szyld nie jest gwarancją sukcesu choć sentyment fanów raczej zapełnia sale koncertowe. Tylko nielicznym udaje się wylansować nowy przebój. Dominują dania odgrzewane. Kilka ciekawych powrotów chciałbym dzisiaj przedstawić.
Któż nie zna "Bielszy odcień bieli" grupy Procol Harum. Pod koniec lat 70-tych jej lider Gary Brooker opuścił zespół dla kariery solowej. Nie wiem czy występ na festiwalu w Sopocie był jego największym sukcesem. O innych nie słyszałem. W 1991 roku wrócił do kolegów. Nagrali tylko jedną płytę, która przeszła bez echa. Zarejestrowali jednak jeden rewelacyjny koncert - piękna sceneria, orkiestra symfoniczna, chór i stare piękne piosenki. Nic nowego a słucha się.
Procol Harum - A whiter shade of pale
Procol Harum - Grand Hotel
U nas nieco niedoceniana, choć "Hotel California" znają wszyscy, grupa The Eagles.
W 1981 roku obyła ostatnie turnee. Przez kilkanaście lat muzycy nagrywali solo. W 1994 roku spotkali się i wydali płytę Hell freezes over zawierającą zapis trasy koncertowej i 4 nowe piosenki. Potem ukazała się tylko jedna płyta.
Długo zastanawiałem się nad wyborem nagrania. Niby nic nowego ale uczcie się młodzi jak to brzmi.
Eagles - How long
Simon & Garfunkel znany był z Pani Robinson, Sound of silent, Bridge over trouble water i wielu innych hitów. W 1970 roku muzycy rozstali się. Kilkakrotnie powrócili na okazjonalne koncerty. Najsłynniejszy z nich odbył się w 1981 roku nowojorskim Central Parku i zgromadził pół miliona widzów. Mój znajomy na nim był i twierdzi, że warto było. Stałej współpracy jednak nie ma.
Sound of silent - 2009 r. w Madison Square Garden
Trudno wyobrazić sobie Queen bez Freddiego Mercurego. W latach 2004 - 2009 muzycy koncertowali z Paulem Rodgersem (ex Free i Bad Company). Lubię Paula ale próba zmierzenia się z legendą nieco moją sympatię nadszarpnęła.
We are the champions
Beatlesom oferowano wielkie pieniądze za jeden wspólny występ. Nigdy się na to nie zgodzili. Czy aby słusznie?
Więcej na http://niechgramuzyka.blogspot.com/